3 listopada 2018

Trzy czwarte wyjazd


INAUGURACYJNY ZARSZYN W TESTACH I WSPOMNIENIACH

437457
NA PIERWSZEGO
Zwiększenie wartości czerwonki o tysiąc polskich nowych złotych przyniosło na tym wyjeździe spokój ducha w sensie poprawy bezpieczeństwa, poprawy komfortu i zwiększenia możliwości terenowych. Napęd na cztery to to nie jest, ale agresywny bieżnik naszych wielosezonowych nalewek od Hołka daje radę. Przy okazji obwód jest większy niż wcześniej stąd większa prędkość przelotowa. Tak. Po profesjonalnym (zwłaszcza w części dachowej) wygłuszeniu możemy jechać szybko. Szybko to znaczy nawet osiemdziesiąt zamiast pięćdziesięciu pięciu podczas wyjazdu zerowego. Granica rozpoczęcia krzyczenia celem porozumiewania się została bardzo znacznie przesunięta w górę. Nie zwracając jednak uwagi na kwestię decybeli obowiązkowa kawa na początku wyjazdu musi być. Bez kawy nie ma życia.
W trasie, pomimo przyklejenia naklejek na szybach dzieci pozyskanych przy okazji wymiany opon,
WYJAZD → NA DRUGIEGO
konieczne było uskutecznienie małej instalacji odgradzającej dziecko A od słońca. Wykorzystaliśmy do tego elementy pułapki dziecka F. stworzonej podczas rozmontowywania foteli.
Tuż przed osiągnięciem celu podróży zrobiliśmy małe tankowanie które dało wymierny efekt czyli potwierdzenie spalania z trasy nie ekspresowej – czyli dziewięć i pół litra.
NA PIERWSZEGO
Na dzień dzisiejszy akceptowalne. Kilka widoków z okien przypominających moje wspomnienia z dzieciństwa.
Widok na ulicę pełną krów.... kiedyś...
Przejazd kolejowy między domem a Baranówką, czyli drugim domem.
Nowy dzień przywitał piękną pogodą i grzybami (oczywiście trującymi) dlatego nie można było nie skorzystać z rowerów.
Po drodze fajna nowa stodoła.
Dziecko A. nad wyraz często korzystało z możliwości zatrzymania swojej bestii i wykonywania połączeń telefonem higienicznym który oczywiście posiada również funkcję nawigacji.
Po obraniu kierunku powrotnego ściśle powiązanego z czekającym obiadem tematycznie uwieczniłem parę jabłek.
Kiedy nabraliśmy sił przyszedł czas na odwiedziny sąsiedniej miejscowości – Posady Zarszyńskiej, która płynnie przechodzi w główny Zarszyn. Odwiedziny były nie byle jakie, bo właśnie odbywał się festyn strażacki. Był również pokaz ratownictwa. A jakże.
Po pokazie odbył się czas na zajęcia indywidualne.
Jaki on silny – powiedział pan strażak kiedy Dziecko F. oddało we władanie wąż strażacki pełny wody.
Dziecko F. nie należy do niskich, ale było tam wielu większych od niego u których wyraźnie stosunek mocy i energii wewnętrznej do wielkości był zdecydowanie mniej korzystny.
Podczas powrotu przez łąki, góry i lasy i zaorane pola dziecko A. wystąpiło w pozie pt. „zdjęcie drogi”
Było oczywiście przejście przez mostek z Wólki pod którym jak jeszcze nie było dzieci ujeżdżaliśmy z żoną A. Jeepem po rzece.
Pod wieczór jeszcze cykliczne wygłupy z wujkiem T. i do spania.
Kolejny dzień to obrazek z okna na Baranówce z takim fajnym widokiem.
Później znów wyjazd rowerowy ale tylko dziecka F. i żony A. Ja z dzieckiem A. pojechaliśmy w pola pokierować trochę czerwonką.
Dokładnie po tym trakcie prawie trzydzieści lat wcześniej jeździłem ja na charcie o pojemności pięćdziesiąt. To taka dawna, nowoczesna polska konstrukcja myśli technicznej. Kiedy zaczęliśmy wracać wydało nam się, że widzimy dziecko F. ze swoją subtelnie pomarańczową kurtką. Z bliska okazało się jednak, że to fałszywy alarm.
Tuż przed powrotem jeszcze pyszny obiad u Ciociurki. W drodze powrotnej przez wioski udało się minąć z poprzednim właścicielem czerwonki. Ciekawe takie dwusekundowe spotkanie prawie w dzikich krajach. Kawałek dalej, już bliżej cywilizacji metropolitalnej jeszcze promień zesłania na pamiątkę.
Na koniec transport czerwonki pod opiekę chłopaków AC. Dziecko F. razem ze mną na miejscu pilota, a żona A. z dzieckiem A. w Verso. Toż to prawie jak mistrz kierownicy ucieka.... tylko kolor wozów inny i kolejność.... czerwonka jechała pierwsza.
Konkludując: krótki wyjazd, super udany, technicznie dobrze wykonany, utwierdzający w przekonaniu, że pomysł na ruchomy dom był trafiony. Pozostaje tylko doszlifować elementy techniczne, wykonać zabudowę z plandeki i już na wiosnę testować czerwonkę na sto procent – czyli ze spaniem na pace. Zima będzie długa. Czasu więc dużo. Może jednak po drodze, trafi się jeszcze jakaś okazja na jeszcze jeden „testowy” wypad.....